wydarta kartka —
dwa tysiące dziesiąty
żegnam bez żalu
wśród letnich mebli
toczą się kłęby kurzu —
przeciąg na strychu
konie parskają —
na ośnieżonej drodze
mignięcia cieni
gwar przy obiedzie —
z bratem uzupełniamy
wspólną historię
gałązka brzozy
w glinianym wazoniku
puściła listki
spacer po lesie —
na śniegu ptasie ślady
w poprzek cieni drzew
kwietnik przy oknie —
mały liść szybko znika
w cieniu większego
cicha rozmowa —
lodowate spojrzenie
znad okularów
pukam w termometr —
nijak nie chce się podnieść
czerwony słupek
nowe klepsydry —
kiwając głową wzdycha
stara kobieta
czerstwy staruszek —
między palcami łupie
włoskie orzechy
obok kanapki
gala i antonówka —
wolałbym gruszkę
wolałbym gruszkę —
galę i antonówkę
wyjmuję z teczki
głośne tykanie —
puste krzesło pod ścianą
wystawia nogę
zimna szaruga —
fala obmywa kamień
z deszczowych kropli
słońce na zażar —
nad horyzontem znika
chmara gawronów
łapki gołębia —
na mokrym trotuarze
jakby czerwieńsze
jesienne słońce —
rytmiczny cień na ścieżce
szybko zanika
pogoda w sam raz
na "Preludium deszczowe" —
przecieram okno
trzy stare kołki
obmywane przez fale
mokną na deszczu
jednostajny szum —
przemoknięty przechodzień
znika za rogiem
w kusej koszulce
z nogami na grzejniku
ogląda zdjęcia
monotonny szum —
pod szarymi chmurami
moknie jezioro
podziemne przejście —
potłuczona butelka
chrzęści pod butem
w pustym pokoju
mdła żarówka oświetla
kopię pod ścianą
jeszcze nie grzeją —
na ścianie miniaturka
zrobiona latem
puste w kieszenie —
za to gwiazdy nad głową
mam do liczenia
pusto w kieszeni —
mam do liczenia gwiazdy,
gdy niebo bez chmur
chłód w korytarzu —
ścienny zegar wskazuje
wyblakły wzorek
bezgwiezdne niebo —
wiatr wydyma firanki
na pusty pokój
grób Żuławskiego —
czerwieni się wiązanka
sztucznego kwiecia
jajko na twardo —
na obiad i kolację
musi wystarczyć
egzotyczny kwiat —
czysta woda w flakonie
łamie łodyżkę
zgniecione tubki —
tylko ultramaryny
trochę zostało
tam i z powrotem
chromowany długopis
turla po biurku
jeszcze za wcześnie —
na dłoni wylądował
zimny okruszek
kontrabas solo —
melodia rozmyła się
w improwizacji
siadam na ganku
w czapce i rękawicach —
naprzeciw lasu
przechodząc obok
dotyka dłonią włosy —
była znajoma
promienie słońca
rozczerwieniły liście
starego klonu
pada i pada —
granatowy prochowiec
coraz zimniejszy
chmurzyste niebo —
krople deszczu bujają
pożółkłe liście
uliczny grajek —
zaczerwienione palce
źle łapią akord
dzbanek i jabłko
na tle draperii w kratę —
martwa natura
wilgoć na schodach —
potrącony kamyczek
znika w ciemności
czerwone światło —
za zgarbionym staruszkiem
piszczące koła
jesienny obraz —
na żółto zabarwiona
woda w słoiku
Warszawska Jesień —
w klasycystycznym wnętrzu
kwartet laptopów
Warszawska Jesień —
skrzypaczka przy fontannie
improwizuje
narada w biurze —
na marginesie kartki
kolejny... dzięcioł