zegar na ścianie —
ostatni raz w tym roku
bije dwunastą
spacer po lesie —
na śniegu ptasie ślady
w poprzek cieni drzew
przed starą chatą
podwórze wyścielone
dywanem bluszczu
chata w Bieszczadach —
od wczoraj nikt nie przeszedł
ścieżką wzdłuż płotu
zimowy pejzaż —
biel podzielona na pół
błękitną kreską
zimowy pejzaż —
białe niebo i ziemia
bez horyzontu
zimowe słońce —
stary ogród przecięty
cieniem w połowie
wśród nocnej ciszy
biały opłatek krąży
z ręki do ręki
skrzypienie śniegu —
jary księżyc ukrył się
za sosnowym pniem
jeszcze jeden krok
a może jeszcze jeden
po świeżym lodzie
żeliwna klamka —
do wygładzonych rowków
przylgnęły palce
gwar przy karmniku —
żółta sikorka stroszy
czarny berecik
zapach psiej sierści —
dziewczyna kreśli smyczą
koła w powietrzu
zamglony wieczór —
w fotelu pies i kotka
mruczą do siebie
przerwa świąteczna —
zima znów zaskoczyła
stare plakaty
samotne drzewo —
słońce zazieleniło
kule jemioły
kościół w tygodniu —
żaden szmer nie zakłóca
spokoju rzeźbom
owalny portret —
coraz więcej podobieństw
w zmarszczkach na czole
kochana żona —
siedzi w moim fotelu
w moim szlafroku
krojenie chleba —
z uśmiechem obserwuję
dłonie skrzypaczki
półcienie w kątach —
gwizd czajnika zakłócił
ciszę w mieszkaniu
cisza w południe —
ogołocone drzewa
stoją spokojnie
targuję cenę
za wypłukane ryty
w brudnym piaskowcu
rytm pięć-siedem-pięć —
przed ciekawskimi chowam
dłoń do kieszeni
spotkanie w tłumie —
na dłoni zapisuję
twój nowy numer
świt nad Soliną —
w mżawce bezgłośnie znika
rzucony kamień
płachta gazety
pędzi w moim kierunku —
podnoszę kołnierz
ciche kaszlnięcie —
kwartet smyczkowy zamarł
przed pierwszym taktem
arabski śpiewak —
ćwierćtony wokalizy
w burzy oklasków
kwartet smyczkowy —
minimalistyczny rytm
pulsuje w skroniach
zimowa jutrznia —
jakże odległa pierwsza
letnia jutrzenka
płatki na mleku —
za mamusię, za tatę
wuja i misia
domowy teatr —
pluszowy miś pokonał
smoka z papieru
dziecięcy pokój —
po tapecie w stokrotki
skacze zajączek
migają drzewa —
pospiesznie zapisuję
muzyczny temat
szmer na widowni —
za kurtyną skrzypaczka
poprawia włosy
cisza w teatrze —
przed końcowym akordem
chwila oddechu
cisza na ganku —
przez oddech obserwuję
wschodzący księżyc
zawilgocone
klepsydry na tablicy —
staruszka wzdycha
zamykam oczy
przy pierwszym łyku kawy
z myślą o łóżku
wymyślam sobie
gest utrąconej dłoni
figurki z gliny
gdzieś przed Krakowem
do taktu zapisuję
muzyczną frazę
głośne tykanie —
nietknięta jajecznica
kusi zapachem
pstryknięcie lampki —
na nitce porusza się
łowca koszmarów
muzyk z muzykiem —
rysunek na serwetce
rozmazał kufel
o czwartej rano
nie czuję jej zapachu
tylko popijam
szósta trzydzieści —
kościelny dzwon głośniejszy
późną jesienią
na drugą stronę —
tabliczka z ostrzeżeniem
blokuje przejście
w oknie pusty sad —
na strychu zapach jabłek
pod miękkim sianem
wiatr od północy —
z rzeki poderwały się
ostatnie kaczki