w ostatniej kwadrze
błyszczą pnie sosen
mokre od deszczu
poranne słońce
rozmazało sylwetkę
na końcu drogi
wrześniowy połów —
nitka babiego lata
na końcu wędki
chmury pod nami —
z warg ukradkiem zlizujesz
krolpe zimnej mgły
stacyjka w lesie —
w okienku biletera
szeleszczą liście
jesienna tęcza
na szybce drzwi werandy —
niech nikt nie wchodzi
metaliczny wizg —
do bluzy lepi się pył
drewna na zimę
jesienna kuchnia —
firanki przesiąknięte
zapachem dżemu
łagodny powiew —
liście w promieniach błyszczą
seledynowo
cmentarny parkan —
potykam się o kopiec
okryty liśćmi
dom na uboczu —
dzikie wino czepia się
spękanej ściany
łagodny powiew —
liście w promieniach błyszczą
seledynowo
spacer we dwoje —
nitka babiego lata
muska policzek
z lasu wywożę
nitkę babiego lata
na szybie auta
słońce zachodzi —
trzciny kreślą na wodzie
esy-floresy
ostrze odsłania
intensywny aromat —
korowany świerk
metaliczny wizg —
w powietrzu wiruje pył
drewna na zimę
łan koniczyny —
dziewczęca dłoń rozgarnia
tylko trójlistne
aż po horyzont —
na starym torowisku
łany krwawnika
szminka na szklance —
w mroku cicho znikają
dwie ostatnie ćmy
w zupełnej ciszy
jeżyny barwią wargi
ciepłym fioletem
łąka pod lasem —
w labiryncie zieleni
zgubił się chrabąszcz
koniec urlopu —
Dionizos uśmiecha się
do obiektywu
zerkam ukradkiem —
starego maszkarona
przedrzeźnia chłopiec
piastowski zamek —
wygładzone kocie łby
błyszczą po deszczu
aromat mięty —
cień konika polnego
zastygł na liściu
chłodny poranek —
okiennica na wietrze
zgrzyta zawiasem
rześki poranek —
w leniwym prądzie rzeki
marszczy się chmura
skwarne południe —
na szkiełkach rozety drga
półksiężyc cienia
cisza południa —
promienie ogrzewają
gotyckie żebra