przy wątłych kwiatach
na chwilę przysiadł motyl —
i ja odpocznę
ależ spiekota!
wachlarz z liścia łopianu
już dawno oklapł
późnym wieczorem
drzewa machają gałęziami —
robi się wietrzno
zapachy lipca —
spaceruję aleją
późnym wieczorem
stara czynszówka —
półmrok sieni wypełnia
zapach wilgoci
chmurzyste niebo —
kropelki bujają się
na koniczynie
raz, dwa, trzy, cztery —
płaski kamień na wodzie
prześcignął kaczkę
raz, dwa, trzy, cztery —
płaski kamień na wodzie
wystraszył kaczki
samo południe —
nawet ślimak ma wolne
w tak skwarnej chwili
słuchając świerszczy
przysypiam na werandzie —
jaka ciepła noc
o kwartał za późno
panna młoda chowa twarz
w białym bukiecie
wierzba nad rzeką —
tylko próchno, pająku,
złapałeś w sieci
w księżycową noc
spod okapu stodoły
wyleciał gacek
raptem dziewiąta —
stertę perzu i pokrzyw
odczuwam w palcach
kwaśny uśmiech —
mały chłopiec wgryza się
w zieloną papierówkę