groszek pachnący —
zamyślona dziewczyna
skubie łodyżki
wieczór przy grillu —
sąsiad wyciera rękę
o ogrodniczki
całe podwórko
zalane nocnym deszczem —
wracam do łóżka
pomarszczona twarz
wydymając policzki
gra na grzebieniu
ściana urwiska —
pojedynczy ptasi krzyk
dobiega z dołu
ludowy festyn —
to tu, to tam ćwierkają
gliniane ptaszki
przecieram ręką
zaparowane okno —
mgła ukryła płot
na końcu ścieżki
w oparach znad jeziora
pływają drzewa
światło z werandy
podskakuje na dołkach
w bocznym lusterku
mgła nad Soliną –
jakieś ptaki bezgłośnie
znikają w niebie
rozmyło drogę —
na patelni rozbijam
ostatnie jajko
powiało chłodem —
ciche jezioro moknie
w wiosennym deszczu
krótki przystanek —
palcem w wilgotnym piasku
rysuję profil
wstrzymuję oddech —
w szeleszczącym sitowiu
słychać jeszcze… coś
i znowu cisza —
po deszczu pozostały
świeże kolory
na szczycie góry
oddycham pełną piersią …
ileż przestrzeni!