łacha nad Wisłą —
niedzielny wędkarz wrzuca
rybę do wody
ostatnie chwile —
w obronie sycylijskiej
pada królowa
uparcie szukam
w stercie ostrych kamieni
tego jednego
zimna kropelka
wolno spływa po karku —
który to już most?
zignorował mnie —
poleciał drzewo dalej
ze swoim śpiewem
w drodze za wzgórza
sznurówki coraz mocniej
ściskają stopy
powrotna droga —
pióro jakiegoś ptaka
podnoszę z ziemi
wśród suchych chaszczy
wykoślawione schody —
idę donikąd
wiatr zdmuchnął świecę —
w nastroju Stabat Mater
zapada wieczór
wilgoć w powietrzu —
pajęczyna w piwnicy
ciężka od kurzu
pogorzelisko —
pająki snują sieci
od fundamentu
ja gwiżdżę swoje
a mały ptaszek swoje —
nikt nas nie słyszy
bezchmurne niebo —
jakiś ptak uwija się
przy starej szopie
wyblakłe listy —
w zakurzonym pudełku
bardziej czuć pustkę
prawdziwa wiosna —
promienie przenikają
młodziutkie liście